sobota, 5 września 2015

Babie humorki Babiej Góry

Babia Góra - największy szczyt Beskidu Żywieckiego (1724/5 m n.p.m) i jednocześnie moje utrapienie.
Przez większość moich wędrówek w ostatnich latach zawsze mnie prześladowała, chowała się za drzewami, ale ciągle na mnie spoglądała, kusząco zapraszając bym ją zdobył - jak to baba!
Korzystając z ostatnich chwil urlopu postanowiłem rzucić jej wyzwanie. Oczywiście w doborowym towarzystwie, tutaj kłaniam się Uli, Maćkowi i Marcinowi.
Wyjechałem po 6 z Łaz, zgarnąłem towarzysza z Łaz, następnego z Zawiercia, lecz czegoś/kogoś mi brakowało..
GRILLA! Nie wziąłem grilla, a przecież standardowe wyposażenie mojego samochodu to apteczka, gaśnica, trójkąt, grill (z podpałką, czyszczałką, etc.) i węgiel drzewny, bo nigdy nie wiadomo gdy na karczusia najdzie ochota.
Gdy już dojechaliśmy na parking w Krowiarkach i uiściliśmy opłatę (10zł za cały dzień), kupiliśmy bilety do Babiogórskiego Parku Nardowego, które, ku naszemu zaskoczeniu miały formę pocztówek. Wielki plus dla władz parku.
Ruszyliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Markowych Szczawin.
Droga była przyjemna, lecz może był to efekt "Świętokrzyskiego"*. W trakcie wędrówki mijaliśmy panów robotników, koparki, spycharki, walec, czyli wszystko to, co moim zdaniem powinno budować nam autostrady, nie szlaki. Góry niechaj zostaną takie jakie być powinny: dzikie i naturalne.
Następnie znaleźliśmy się na rozstaju trzech dróg: jednej, prowadzącej z powrotem na Krowiarki, szlaku na Markowe Szczawiny i zamkniętego żółtego szlaku Perć Akademików. Nie było podanej przyczyny zamknięcia szlaku, a jedynie informacja, że został zamknięty 16 sierpnia. Zastanawialiśmy się, co robić dalej: iść do Markowych Szczawin, a potem wejść innym szlakiem, czy zaryzykować i zaoszczędzone 30 minut przeznaczyć (w razie potrzeby) na powrót do pierwotnego planu.
Decyzja nasza moim zdaniem była odważna i przemyślana, z kolei Ada pewnie by powiedziała, że "głupia  i nie rozważna".
Żółty szlak początkowo jest dość prosty, następnie zaczynają się schody i krótkie odcinki z asekuracją w formie łańcuchów:

Gdy już pokonamy ten odcinek, zostajemy wynagrodzeni drogą do nieba

Niedługo później byliśmy już na szczycie i mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki!
Znaczy się nas samych bo wszystko inne zastawiała chmury.
Babia góra to typowa BABA! Obraziła się na nas nie wiadomo o co i "ugościła" nas złą pogodą  i zerowymi widokami, morale podupadały ale wchodziliśmy dzielnie gdyż każdy myślał o jednym - 
ciepłej kiełbasce z grilla.
Zrobiliśmy trochę zdjęć na szczycie, próbowaliśmy zobaczyć coś przez chmury, niestety bezskutecznie. Obiecałem sobie wtedy, że kolejny raz wejdę na Babią jak się na mnie "odgniewa" z moją Babą i będę liczył na to że ugości nas wspaniałym wschodem Słońca...
O.


*piwo takie

******************************
Komentarz edytora:
Baby nie było, to i Babia łaskawa nie była. Ot, co.

A.

czwartek, 3 września 2015

Tatralandia

Tutaj nie ma co opisywać. Po prostu nam się udało.
Może i trzeba było mnie trochę zmusić do tego, żebym zostawiła zadania z wytrzymałości materiałów i pojechała. Nie żałuję. Może teraz trochę bolą mięśnie, ale warto było po raz trzeci poszaleć w tym świetnym aquaparku!
Jedyne, co być może warte jest wspomnienia, to krajobraz Słowackich Tatr. Coś pięknego. Ale Tatry w ogóle są cudowne, niezależnie od tego, po której stronie granicy się znajdujemy.
Zdjęcie w jakości a'la żelazko, nic nie poradzę. Gdzieś w okolicy Liptowskiego Mikułasza :)